JANUSZ L. WIŚNIEWSKI

"Samotność..." powstała w smutku i przeciwko smutkowi. W moim smutku i przeciwko mojemu smutkowi. Pisana do elektronicznej szuflady mojego komputera miała być fabularyzowaną opowieścią o samotności, tęsknocie, przemijaniu czasu i o tym co w życiu najważniejsze: o miłości. Miała być rodzajem pamiętnika, do którego wrócę kiedyś po latach, aby się wzruszyć lub zawstydzić swoją banalnością z przeszłości. W wyniku najróżniejszych konstelacji namówiono mnie, abym wydał ten tekst jako książkę. We wrześniu 2001 zobaczyłem ją na półkach księgarń w Polsce. Jak dotychczas nie miałem odwagi jej przeczytać..

Pisząc ją, lata świetlne temu - zacząłem pisać tę powieść w 1998 umieszczając jej wątki około 1996 roku - w najbardziej psychodelicznych snach nie przewidywałem, że może stać się podstawą adaptacji filmowej. Nie ma bardziej "nie filmowej" książki niż "Samotność..". I nie ma większej pokusy, aby opowiedzieć ją obrazem. Witold Adamek, współscenarzysta i reżyser filmu uległ bardziej pokusie "niemożliwego" niż przeraził się "oporem materii". Adamek zna tę książkę na pamięć. Kiedyś pokazał mi swój egzemplarz książki. Pachnie jego cygarami i nie ma żadnej strony bez zagiętego rogu. Ale Adamek - chociaż chyba najbardziej perwersyjny - to nie jedyny "oczarowany".  Nie wiedząc co czynię na okładce książki opublikowałem swój adres e-mailowy. Od 5 września 2001 odebrałem i przeczytałem ponad 20 tys. e-maili od ludzi, którzy nie dość, że podarowali mi swój czas czytając "Samotność..", to jeszcze zechcieli mi o tym napisać. Ponad 300 tys. ludzi wydało w odruchu wolnej woli swoje pieniądze, aby tę książkę kupić, zakładając, że na jeden nabyty egzemplarz przypada średnio 5 czytelników, szacuję, że "Samotność.." przeczytało około 1, 5 mln ludzi w Polsce. Nie licząc tych, którzy przeczytali ją w czterech zagranicznych wydaniach. Każdy z nich ma swoją wizję opisanych przeze mnie historii. Witold Adamek, ze swoją niekwestionowaną hyperwrażliwością,  jest jednym z nich. Podobnie jak Cielecka

i Chyra, Grochowska, Preis, Dymna, Borcuch, Englert, Czyżewska i wielu innych, którzy namówieni przez niego zgodzili się swoim talentem, ciałem i głosem jego wizję odtworzyć i zarejestrować na taśmie filmowej. Wsiadali  w samoloty i lecieli z nim do Berlina, Monachium, Paryża, Nowego Orleanu, aby nic nie było bardziej udawane niż musi i, aby działo się tam gdzie dzieje się moja książka. I dzieje się naprawdę, otulone przepiękną muzyką norweskiego kompozytora Ketila Bjørnstadta, który w swoim studio w Oslo usłyszał w mojej książce to czego ja nie słyszałem.


Nie ma chyba bardziej nieobiektywnej osoby oceniającej ten film. Jako naukowiec uważam, że powinienem zupełnie powstrzymać się od jakichkolwiek opinii. Jako autor "po godzinach" pozwolę  podarować sobie wąski margines przyzwolenia na opinię. Film Adamka jest widowiskową adaptacją mojej książki z innym, zdumiewającym zakończeniem i z minutami zdziwienia, że "można przecież opowiedzieć tę historię także tak", adaptacją na tyle mi bliską, że po ponad dwóch godzinach w studio, gdzie montowano i wyświetlono mi ten film zapadła we mnie długa cisza...

To opowieść, która zmienia spojrzenie ludzi na samotność. Wirtualny świat bohaterów książki i filmu nie ogranicza, nie zawstydza, wyzwala skrywane emocje...

Polityka Prywatności